Gdyby ktoś zapytał mnie z czym kojarzy mi się te parę sierpniowych
dni, które spędziłam w
Pokrzywniku 11 wraz z Anetką, Stefankiem oraz moją
przyjaciółką Anią powiedziałabym, że były one jak wyjadanie miodu prosto z
plastra… Są takie dni w życiu każdego z nas, że znajdujemy się dokładnie tam
gdzie mieliśmy się znaleźć właśnie z tymi osobami, z którymi mieliśmy być. Tak
było właśnie w moim przypadku. W przypadku moim i Pokrzywnikowo 11nastym ;)
|
fot. MŚ |
Dokładną historię tego pięknego domu, po wojnie praktycznie
zbudowanego na nowo możecie poznać na
tej stronie Pokrzywnika, albo z ust
samych właścicieli, którzy są z niego bardzo dumni. A jest z czego! Czysty,
schludny oraz minimalistyczny, ale na pewno nie nudny! Tak w paru słowach
opisałabym po krótce sam dom, w którym dzieją się rzeczy magiczne, acz proste.
|
fot. MŚ |
|
fot. MŚ |
No bo czym tak naprawdę jest wegetariańskie gotowanie,
pieczenie ciast, robienie zakupów u sąsiadów, wyprowadzanie psa, pisanie
książek, czytanie książek, organizowanie kina letniego, długie rozmowy do
późnej nocy, spacery oraz sprzątanie pokoi po kolejnych gościach, zachwyconych
spędzonym w Pokrzywniku czasem? Dla jednych nudą, ale dla innych… esencją bycia. Nie myślcie, że tylko to się w Pokrzywniku zadziewa, albo inaczej to ujmując,
nie zadziewa ;) Aktywni też znajdą coś
dla siebie tak jak pozostali goście, którzy byli wraz z nami. Dolny Śląsk to
kopalnia tajemniczych zamków, pięknych tras leśnych oraz górskich. Położenie
między Jelenią Górą, Szklarską Porębą oraz Karpaczem sprawia, że Pokrzywnik
jest świetnym miejscem wypadowym. Lubicie górskie wycieczki na piechotę lub
rowerowo? Na pewno znajdziecie coś dla siebie.
|
fot. MŚ |
|
fot. MŚ |
Nie jestem historykiem, ani pasjonatem geografii dlatego nie
opiszę Wam wszystkich skarbów, które znajdują się wokół domu takich jak Maciejowy
Dwór, zapora na Jeziorze Modrym w Siedlęcinie oraz sporo innych pięknych
miejsc, do których spokojnie można dostać się piechotą. To co było ważne dla
mnie podczas tych paru dni to zwykła codzienność, którą kocham obserwować,
którą uczę się doceniać. Śniadanie z chlebem żytnim, jaglanymi naleśnikami,
świeżo ukręconą pastą z bobu, pysznym pasztetem
upieczonym z „resztek” kotlecików, miód o posmaku mięty, domowe
konfitury bez cukru, kozie sery oraz borówki kupione u sąsiadów.
|
śniadanie podano |
|
obiad też :) |
|
a na deser, domowa szarlotka z papierówek... |
Polewanie psa wodą z konewki połączone z ganianiem za nim i
nadzieją, że nie wytarza się w piaskownicy, spacery po przydomowym sadzie i
rozmowy o tym jak przerobić starą stodołę. Opowieści o zastawie Białej Marii, z
której każdy posiłek smakował jeszcze lepiej, wycieczki po okolicznych
sąsiadach i wcześniej wspomniane już wyjadanie miodu z plastra. Bez słodko-pierdzącego
zadęcia i sztucznych uśmiechów. W Pokrzywniku nie było na nie miejsca, ani
potrzeby, wszystko po prostu zadziewa się tam zgodnie z… naturą? Naturą rzeczy, właścicieli oraz tą, która znajduje się na zewnątrz i wyznacza swoim naturalnym zegarem to co dzieje się w
domu jak i wokół niego.
|
własnoręcznie zebrane u siądów |
|
plaster miodu :) |
|
fot. MŚ |
Wracając do początku mojej opowieści te parę dni naładowało mnie czystą i pozytywną energią. Z góry ostrzegam, że w wielu moich następnych wpisach
spotkacie się z odniesieniami do tych paru magicznych chwil spędzonych przeze
mnie w Pokrzywniku. Przywiozłam stamtąd wiele przepisów od Anetki, ale także
wiele doświadczeń i inspiracji. To jak w miłością od pierwszego wejrzenia. W
to, że jest niemożliwa wierzą tylko Ci, którzy nigdy jej nie doświadczyli… ;)
|
znana i lubiana Grusztarda Anetki :) |
|
ponad 2 metry miałem... |
Zakochałam się! :)
OdpowiedzUsuń:))))) <3
Usuńwspaniały wpis
OdpowiedzUsuń